Sen nie był jej mocną stroną. Długie godziny przekręcała się z boku na bok, bezskutecznie zmuszając swój organizm do odpoczynku. Wpatrywała się w rozświetlone ulice Madrytu idealnie widoczne z dziewiątego piętra niezwykle luksusowego apartamentu, owijała kołdrę wokół nieosłoniętych niczym nóg i bawiła się rozpuszczonymi włosami, ale w głowie miała tylko jedną, nie dającą jej spokoju myśl. Co ona tutaj w ogóle robiła?! Jakim cudem trafiła do mieszkania samego Ikera Casillasa i dlaczego nie uciekła, skoro nadarzyła się ku temu okazja? Wzdychała za każdym razem, gdy przed jej oczami majaczyło wspomnienie jazdy samochodem. Cała się trzęsła i choć wiedziała, że jedną decyzją przekreśla wszystkie wpajane przez rodziców zasady, nie umiała wysiąść. Uciec, zapomnieć o tej sytuacji. Coś ją powstrzymało. Coś, czego nawet nie umiała określić, opisać zwykłymi słowami. Bo była to rzecz niezwykle nadzwyczajna.
Zasnęła dopiero nad ranem, gdy przez duże okna do gościnnej sypialni zaczęły się wpraszać pierwsze promienie wschodzącego słońca. Zasłoniła wówczas grube zasłony i po położeniu się do łóżka z ulgą stwierdziła, że teraz czuje się zmęczona. Wyczerpana bezcelowym rzucaniem się po miękkim materacu. Wydarzeniami z przeżytej nocy.
Kilka godzin później, obudzona potwornym, pulsującym bólem głowy, otworzyła przekrwione oczy, po czym z niesmakiem spojrzała na zegarek. Była piętnasta. Pora zbyt późna na lunch i zbyt wczesna na obiad, choć czuła, jak wnętrzności podchodzą jej do gardła, a brzuch buntując się wydaje z siebie ciche, denerwujące burczenie. Powoli wstała, dotykając opuszkami palców miejsca, gdzie najprawdopodobniej pełną okazałością lśnił teraz sporych rozmiarów siniak. Zasłoniła tę stronę czoła włosami, obciągnęła koszulkę piłkarza, zdecydowanie na nią za dużą i na palcach, jak gdyby nie chciała zwracać na siebie niczyjej uwagi, wyszła z pokoju. Po drodze wstąpiła do łazienki załatwić parę standardowych czynności. A kiedy wreszcie dane jej było stanąć przed lustrem, przeraziła się. Wyglądała jak ostatnie nieszczęście, z, dzięki Bogu, nie tak dużą pamiątką po wczorajszym zderzeniu z drzwiami na czubku głowy, rozmazanym makijażem i włosami w kompletnym nieładzie. Ciemny t-shirt, który Casillas wepchnął jej do rąk przed położeniem się do łóżka sięgał zaskakująco nisko, zakrywając połowę szczupłych, opalonych ud. Rękawek opadał aż po same łokcie, a rozłożenie ramion skutkowało efektem latawca. Lekko skrzywiona zdjęła ubranie i weszła pod prysznic. Z wielką ulgą przyjęła strumień chłodnej wody, muskający jej ciało. Dokładnie pamiętała słowa Ikera, 'W dolnej szufladzie masz parę kosmetyków mojej byłej dziewczyny. Ręczniki są w szafie, po prawej stronie. Nie krępuj się'. Wylała więc na dłonie odrobinę kokosowego żelu. Cieszyła się chwilą odświeżenia, bo spocone, lepiące się ciało było ostatnią rzeczą, której potrzebowała.
Spłukała resztki szamponu, owinęła się ręcznikiem i ponownie stanęła przed lustrem, tym razem w celu rozczesania długich, ciemnych włosów. Następnie wciągnęła na siebie bieliznę z koszulką do kompletu, po czym wyszła z pomieszczenia w o wiele lepszym stanie.
Drobnymi krokami przemierzyła dystans dzielący ją od kuchni. Słyszała dźwięki włączonego telewizora, w którym leciała powtórka meczu ligi angielskiej i słowa wypowiadane przez bramkarza Królewskich. Rozmawiał przez telefon.
- Tak, będę pół godziny wcześniej. Przecież obiecałem. - Gestem pokazał jej, by zajęła miejsce przy stole i chwilę zaczekała. - Sergio! Nawet mnie nie denerwuj! Zaław mi po prostu jedno dodatkowe miejsce, tylko tyle.
Nacias spuściła głowę. Zagryzła dolną wargę, zastanawiając się, jak by to było, gdyby nagle zniknęła. Zapadła się pod ziemię. Bo właśnie to miała ochotę zrobić.
- Czyli jesteśmy umówieni. Tak, osiemnasta trzydzieści przed Kościołem. Jeśli chcesz, zapiszę to sobie. - Wykręcił teatralnie oczami, jednocześnie przeczesując palcami ciemne włosy. - Idź ty się lepiej zajmij Juniorem. Cześć.
Odłożył komórkę na stół, westchnął, po czym z uśmiechem spojrzał wprost w jej twarz.
- Przepraszam Cię, Ramos bywa nieokrzesanym idiotom.
Hiszpanka uniosła kąciki ust, rozpromieniając się.
- Znam takie przypadki.
- Dodatkowo dzisiaj jest chrzest jego syna i stresuje się, jakby miał się ponownie urodzić.
Machnął ręką, jakby lekceważąco, choć wcale nie miał takiego podejścia do owej sprawy. W końcu to on stanie się drugim ojcem dla małego Sergio.
Podszedł do lodówki, wyciągnął z niej talerz załadowany kanapkami i postawił go przed dziewczyną. Sam usiadł naprzeciw, zabierając się za kończenie płatków z mlekiem.
- Smacznego.
- Przecież ja tego nie zjem! - zawołała, szeroko otwierając oczy.
Casillas zaśmiał się szczerze.
- Nie wątpię. - Wzruszył ramionami. - Ale nie wiedziałem, co lubisz, więc zrobiłem po jednej ze wszystkim. Najwyżej wieczorem sproszę tu Marcelo, ten wciśnie w siebie dosłownie wszystko, nieważne w jakich ilościach.
Nacias przełknęła ślinę. Była jednak zbyt głodna, by zaprotestować. Wzięła do ręki pierwszą, lepszą kanapkę. Kilka minut później z talerza zniknęły trzy, a ona, najedzona, z wdzięcznością przyjęła od piłkarza szklankę soku. Pociągnęła łyk, odstawiła naczynie na blat i uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - Spuściła wzrok, lekko zawstydzona. - Za wszystko.
- Ale nie masz za co. - Iker zawahał się przez chwilę, jednak zaraz na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. - A poza tym słyszałaś. Zbieraj się, bo za godzinę musimy wychodzić. Sergio mnie zabije, jak spóźnię się chociażby minutę.
Ze zdziwienia uniosła brwi. Czegoś takiego zdecydowanie się nie spodziewała. Liczyła na przesiedzenie tego dnia w zaciszu, może nad książką, których piłkarz miał w domu całą masę, może zatapiając się we własnych, pogmatwanych myślach i jak najszybszy powrót do domu. Chciała zapomnieć o wydarzeniach ostatnich kilku godzin. Wymazać je z pamięci, jak gdyby nigdy nie miały miejsca. Ale najwidoczniej on miał z grubsza inne plany.
- Przecież nawet nie mam się w co ubrać!
- O tym akurat pomyślałem.
Z szybko bijącym sercem wstał i przeszedł do salonu. Wziął w dłonie sukienkę przewieszoną przez oparcie kanapy. Jasną, odciętą pod biustem, z lekkim przedłużeniem tyłu. Przełknął głośno ślinę, w jego głowie bowiem zamajaczyły zdecydowanie zbyt wyraźne wspomnienia. Gdy zobaczył ją na schodach, wyglądającą niczym anioł, wziął pod rękę, uśmiechnął się i wypowiedział jej imię. Gdy przeszli razem do auta, otworzył jej drzwi od strony pasażera, po czym sam wsiadł do środka. Gdy przekroczyli, obejmując się, próg domu Ramosa i usiedli na kanapie. Gdy skradł z jej delikatnych warg wiele dla niego znaczący pocałunek. Żałował, że to wszystko było już przeszłością. Że w jego życiu nie ma kobiety, która czekałaby na niego w domu z obiadem i małym, wierzgającym madridistom. Której mógłby zadedykować każdą wykonaną paradę. Z którą mógłby wyjść na spacer do parku, bez żadnych podtekstów czy też domyślań się ze strony dziennikarzy, kim owa kobieta dla niego jest. Z którą byłby po prostu szczęśliwy.
Po jego policzkach spłynęło kilka łez. Starł je dopiero kiedy zaczęły moczyć jasny materiał. Cierpienie powoli zaczynało zżerać go od środka. Minął już miesiąc, a on nadal nie umiał zapomnieć. Czasami szedł ulicom i wariował. Myślał, że idzie drugą stroną, przytulona do postawnego mężczyzny. Lub że widzi ją w sklepie kupującą ulubiony jogurt malinowy. Wszystko kojarzyło mu się z Alice, nie było dnia, w którym jego myśli nie zeszłyby na jej temat.
Wymusił uśmiech, by nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń, po czym odwrócił się i wrócił do kuchni. Położył sukienkę na kolanach nastolatki, lekko pociągając nosem. Ona od razu zauważyła jego przygnębienie. Spuściła wzrok, udając, że nie robi to na niej żadnego wrażenia, choć w rzeczywistości zapragnęła wstać, przytulić go i powiedzieć, że cokolwiek się stało, wszystko wreszcie się ułoży. Zamiast tego zaczęła przyglądać się sukience. Krok po kroku, centymetr po centymetrze.
- Jest przepiękna - wyszeptała. - Ale ja nie mogę...
- Możesz. - Casillas położył dłoń na jej ramieniu. - Zrobisz mi tym ogromną przyjemność.
Westchnęła, stając naprzeciwko.
- Przecież nikogo tam nie znam.
- Naprawdę uważasz, że to jakaś przeszkoda? Chłopaki Cię nie zjedzą. Fakt, są trochę zakręceni i niezrównoważeni, ale w razie czego przychodzisz na skargę i robię z nimi porządek.
Nacias zaśmiała się. Nie była pewna, po raz kolejny zresztą, czy podejmuje odpowiednią decyzję, ale pewien błysk w jego oczach kazał zgodzić się bez zbędnych dyskusji.
- W porządku. Pozwól tylko, że pójdę się ogarnąć.
Piłkarz przytaknął. Odprowadził ją wzrokiem w kierunku łazienki, za którymi drzwiami zaraz zniknęła. Wyobrażał sobie spojrzenia znajomych, gdy pojawi się na chrzcie z dziewczyną dwa razy młodszą, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Cieszył się, że nie będzie musiał iść tam sam. Że po raz pierwszy ktoś w niewielkim stopniu zapełni głuchą pustkę po Alice.
Przeszedł do sypialni, w której znajdowała się druga łazienka. Wziął szybki prysznic, nierównymi ruchami zgolił ledwo widoczny zarost, po czym założył na siebie garnitur z białą koszulą i... Tutaj pojawił się problem. Od dawna był wielkim kolekcjonerem najróżniejszych krawatów. Cienkich, grubych, w kratkę, w paski czy też kółka. Zwykle wyborem zajmowała się jego była dziewczyna, ale teraz... Teraz jej nie było.
Bezwładnie usiadł na łóżku. Ukrył twarz w dłoniach, usilnie walcząc z cisnącymi się do oczu łzami. Nie, tym razem nie będzie płakać. Zaciśnie zęby, przeczeka chwilę słabości i wstanie, czując się silniejszy. Zrobi krok ku zapomnieniu o przeszłości.
Kompletnie stracił rachubę czasu. Z owego stanu wyciągnęło go dopiero ciche pukanie do drzwi i skrzypnięcie nawiasów. Podniósł głowę. Tego zdecydowanie się nie spodziewał.
Hiszpanka wyglądała niesamowicie! Sukienka pasowała niemalże idealnie, podkreślając kobiece już kształty, koturny z wczorajszego wieczoru niezwykle dobrze wkomponowały się w całość, a spięte w luźnego koka włosy i delikatny makijaż tylko dodawały wszystkiemu uroku. Była taka piękna... Nie mógł sobie przypomnieć, czy jakaś nastolatka kiedykolwiek zrobiła na nim równie mocne wrażenie.
- Nie chcę Ci przeszkadzać, ale...
- Jasne, idziemy. - Poderwał się, przelotnie zerkając na tarczę zegara. - Tylko... Mam do Ciebie małe pytanie.
Uśmiechnęła się, zadowolona z faktu, że to ona będzie mogła mu jakoś pomóc, a nie na odwrót.
- Tak?
Odsunął drzwi szafy, pokazując półki z koszulami i rozwieszone na kilku długościach krawaty.
- Który założyć?
- Nie tego się spodziewałam, ale... - Przyjrzała się dokładnie zawartości. - Nie zakładaj żadnego.
Uniósł brwi w geście zdziwienia.
- Ale tak bez krawata?
- Tak bez krawata.
Posłała mu czarujący uśmiech.
- Jesteś pewna?
On nie był.
- Inaczej nie proponowałabym Ci tego.
Westchnął głęboko, przez chwilę bijąc się z myślami. Zaufać jej? Zrezygnować z już charakterystycznej dla niego rzeczy przez słowa jakiejś siedemnastolatki?
- W takim razie możemy iść.
Nacias poszerzyła uśmiech, a piłkarz zaraz odwzajemnił ten gest. Zaprowadził ją do wyjścia, zamknął mieszkanie i wcisnął przycisk od windy, uprzednio chowając kluczyki do kieszeni marynarki.
Pierwszy raz od dawna czuł się radosny. I wcale nie potrzebował do tego wygranej w Champions League czy Pucharze Króla. Uśmiech dawała mu ta niska, za to niesamowicie śliczna dziewczyna z madryckiego liceum.
~*~
Chyba zdążyłam przywiązać się do tego opowiadania... ;)
Bardzo, bardzo dziękuję za taką liczbę komentarzy. Szczerze? Nie spodziewałam się i było to dla mnie niezwykle miłym zaskoczeniem.
Teraz czekam na opinie odnośnie akapitów wyżej i pozdrawiam! ;*